
Industrialne studio z betonowymi ścianami i szklaną ścianą działową
Mieszkanie z dzisiejszego wpisu wciąż ulega metamorfozom. Kiedy od czasu do czasu odwiedzam instagramowe konto jego właścicielki (Linnei Salmén), niemal zawsze odnajduję na opublikowanych zdjęciach nowy przedmiot lub poprzestawiane ze sobą elementy wyposażenia wnętrz. Ciężko dziwić się ciągłym przemianom zachodzącym w tym miejscu – Linnea jest stylistką, a aranżowanie przestrzeni jest nie tylko jej profesją, ale i ogromną pasją.

Jej przygoda z dekorowaniem zaczęła się niewinnie, bo wraz z rozpoczęciem pracy w sklepie z wyposażenie wnętrz. Jako ekspedientka miała regularny kontakt ze stylistami, którzy poszukiwali do sesji zdjęciowych mebli, dodatków i oświetlenia. Linnea regularnie podpowiadała im rozwiązania, aż w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że ona również pragnie tworzyć takie „wnętrzarskie inscenizacje”. Kiedy ten pomysł na stałe zakorzenił się w jej głowie, postanowiła wybrać się na staż – i to nie byle jaki, bo u legendarnej, szwedzkiej stylistki wnętrz – Lotty Agaton. Po odbyciu rocznych praktyk u tej znanej persony, Salmén poczuła się na tyle pewnie, że odważyła się otworzyć własną działalność. Tuż po podjęciu tej decyzji, jej kariera potoczyła się dość szybko. Niewątpliwym dowodem jej zawodowego sukcesu jest imponująca lista klientów, z którymi współpracuje – m.in. Ikea, Mateus czy H&M Home. Ponadto jej stylizacje regularnie trafiają do rozmaitych magazynów wnętrzarskich.
Z mekki artystów do industrialnego mieszkanka
Ale dość już o samej właścicielce lokalu. Czas nieco więcej opowiedzieć o przestrzeni, w której mieszka. To 55 metrowe studio z ogrodem zlokalizowane w Blackeberg (zachodniej części Sztokholmu), jakiś czas temu pełniło rolę pracowni Linnei. Co ciekawe, ta otwarta przestrzeń od niemal siedemdziesięciu lat była siedzibą także innych artystów, a plamy po rozmaitych kolorach farb wciąż widnieją na jednym z filarów. Po wielu dekadach przyszedł jednak czas na zmianę przeznaczenia tego miejsca. Dlaczego?

Linnea zmuszona była do szybkiej przeprowadzki do tego studia, tuż po nagłym rozwiązaniu umowy najmu w Södermalm w Sztokholmie. W przeciągu miesiąca, wraz ze swoim chłopakiem Mange, musiała uporać się surową i nieprzystosowaną do współczesnych standardów mieszkaniowych tkanką tego miejsca. Takie elementy jak betonowe posadzki, otwarta przestrzeń pozbawiona wydzielonych stref i brak doprowadzonych mediów stanowiły swoiste utrudnienie, ale jednocześnie dawały nieograniczone możliwości aranżacyjne. Właściciele mogli zupełnie odrzeć to miejsce z industrialnego charakteru – na ścianach położyć gładzie, na podłodze zamontować drewniane dechy, a całość wydzielić ścianami. Postanowili jednak wykorzystać zastane rozwiązania i zrobić z nich atut. W mojej ocenie – rewelacyjna decyzja.

To, co nie uległo zmianie, to otwarty plan mieszkania. Linnea i Mange zachowali również piękny rysunek betonowych pustaków pokrytych zaprawą, które ujawnione zostały po demontażu paneli ściennych. Pozostawili także surowy klimat posadzki, jednak ze względu na montaż ogrzewania podłogowego, na całość trzeba było ponownie wylać beton.

Natomiast to, co wymagało definitywnej wymiany, to stare, industrialne okna. Nie spełniały już swojej funkcji, a szkoda, bo takie oryginalne elementy mają swój klimat. Pocieszające jest jednak to, że aktualnie zamontowane szyby w czarnych szprosach również wyglądają wiarygodne i wciąż stanowią jeden z największych atutów tego miejsca.
Układ studia
W tym mieszkaniu już od progu zastajemy nietypowe rozwiązania. Tuż po wejściu trafiamy na hol ze schodami prowadzącymi w dół. Po nich dostajemy się do głównego apartamentu, czyli otwartej przestrzeni, w której strefy wyznaczone zostały za pomocą mebli i szklanej ściany działowej. We wnęce za schodami ukrywa się łazienka (jedyne zamknięte pomieszczenie), z kolei po lewej stronie od zejścia ulokowany został aneks kuchenny. Po prawej zastajemy natomiast salon, który za sprawą industrialnej ścianki ze szprosami, odseparowany został od sypialni.
Czarna kuchnia nie taka surowa jak ją malują
Ogromnie podoba mi się tu połączenie rozmaitych faktur. Chropowatość kompozytowych ścian, połysk betonowych podłóg i chłód chromowanych sprzętów ocieplony został za pomocą nierównej struktury drewnianego stołu i miękkości futrzanych pledów. W tym teksturowym galimatiasie pojawiają się również ceramiczne akcenty, stalowe nóżki i krzesła z tworzywa sztucznego. Ta zabawa materiałami nie wydaje się jednak dziełem przypadku, a przemyślanym działaniem, bo wszystko jest ze sobą spójne. Równowagę widać także w doborze kształtów oraz kolorystyki. Obłości i kanciaste formy przybierają różne odcienie beżów, bieli, szarości i czerni tworząc monochromatyczny, bardzo zharmonizowany obrazek.

Moim ulubionym elementem jest tutaj zabudowa kuchenna ze sklejki, którą pomalowano na czarno i wykończono dębowym blatem. Zaprojektowana została przez Linneę, a zmontowana przez jej ojca – stolarza. Wyraźnie odznacza się w niej usłojenie, które pięknie zgrywa się z betonowymi ścianami, posadzką oraz matowym, czarnym okapem. Uwagę zwracają także naprawdę duże, okrągłe gałki meblowe, które zakupione zostały w Muuto. Muszę Wam powiedzieć, że podobne uwieńczały kiedyś meblościankę w moim rodzinnym domu.

W tym wnętrzu świetnie prezentuje się również stół w stylu industrialnym, którego blat chyba sporo już przeżył. Jego drewniane dechy mają masę rys i wyżłobień, a do tego są wyraźnie wypaczone. No, miód na moje oczy! Wzrok przyciąga także wcześniej wspomniany filar, na którym artyści przez dekady pozostawiali swoje ślady w postaci namalowanych farbą kresek. Ceramiczne rzeźby, wazony i kubki także robią robotę. Niemal wysypują się z każdego kuchennego kąta, dodając tej przestrzeni przytulny, artystyczny klimat.


Salon z betonową ścianą
Podobnie jak w aneksie kuchennym, tak i tu widać wyraźną grę teksturami. Beton, szkło, marmur, ceramika, futro, sztruks i bawełna przeplatają się ze sobą, tworząc niezwykle spójną kompozycję. Wszystko za sprawą monochromatycznej palety barw.

Ta przestrzeń jest także pełna detali. Nic dziwnego, że jest ich tak wiele – Linnea regularnie odwiedza pchle targi w poszukiwaniu rozmaitych perełek i ewidentnie je odnajduje. Pięknym, surowym tłem dla tych eksponatów jest betonowa ściana o charakterystycznym rysunku. Na niej zawieszone zostały liczne otwarte półki dźwigające znaleziska Linnei. W tej scenografii pojawiają się także stosy książek i dekoracje, które ułożone zostały na bielonej komodzie z wyraźnym usłojeniem. Jeżeli interesuje Was temat tworzenia takich zmyślnych aranżacji, zapraszam do zapoznania się z artykułem: „Jak udekorować komodę?”.
Charakterystycznym elementem tej przestrzeni jest również stolik kawowy składający się z niewielkich, kafelkowych kwadratów uzupełnionych czarną fugą. Bardzo fajnie komponuje się z dwoma pomocnikami o marmurowym wzorze.


Prócz miliona dzbanków, figurek i wazonów mój wzrok przyciągnęło oświetlenie. Czarna lampa ścienna BS2 Mantis (o której piszę więcej w artykule Designerskie lampy ścienne i kinkiety na wysięgniku – moje top 11) czy żyrandol Vertigo mocno wybijają się na tle szarych ścian. Uwagę przykuwa także lampa podłogowa bez abażuru oraz nablatowy „wachlarz”, który często widuję w skandynawskich wnętrzach. Muszę się Wam przyznać, że mam słabość do elementów oświetleniowych, i podobnie jak w domu Linnei, tak i u mnie jest ich tona. Dzięki nim mogę dowolnie sterować klimatem i atmosferą panującą w pomieszczeniu.

Nie ma co ukrywać, że w tym wnętrzu ogromną rolę odgrywają także dwie, naprzeciwległe szklane powierzchnie, dzięki którym to pomieszczenie jest pełne światła i „powietrza”. Mowa m.in. o ścianie ze skosami, która niemal w całości pochłonięta została przez okna w czarnych ramach. To w tym ciągu pojawiają się także drzwi balkonowe, które prowadzą do niewielkiej, ale zielonej oazy właścicieli – ogrodu. Drugim z wymienionych rozwiązań jest industrialne przeszklenie oddzielające część dzienną od części nocnej. Jego szprosy wykonane zostały przez przyjaciela Linei – Robina, który jest kowalem. Trzeba mu przyznać, że odwalił kawał dobrej roboty, bo jego dzieło jest i piękne, i oryginalne.


Sypialnia z betonową podłogą i szklaną ścianą
Linnei i Mange od początku zależało na tym, aby w tym mieszkaniu zachować otwarty układ pomieszczeń. Jednocześnie pragnęli, aby w części nocnej pojawiła się choć odrobina prywatności. Udało się pogodzić oba założenia, a to za sprawą wcześniej wspomnianej szklanej ściany działowej, którą wieczorami przysłania się czarną draperią. Ta praktyczna roleta nie tylko zaciemnia strefę sypialnianą, ale także pozwala „odgrodzić się” od osób przebywających w salonie.

Sypialnia to najbardziej ascetyczne i surowe pomieszczenie, spośród wszystkich stref tego mieszkania. To nie tylko efekt betonowych ścian i podłóg, ale także minimalnej ilości dodatków. Jednymi ocieplaczami są tu mięsiste tkaniny i współczesne grafiki ustawione na ramie łóżka. Prócz nich w tej części studia pojawia się tylko duża, biała szafa oraz dwa stoliki nocne.

Zdjęcia pochodzą z Residence Magazine; (fotograf: Emily Laye), z Grandpa store oraz z instagramowego konta Linnéa Salmén: @linneasalmen

Klara
pIĘKNE WNĘTRZA 🙂 oCIEPLIŁABYM JE DREWNIANYMI DODATKAMI