Przerabianie mebli i „do it yourself”
CZYLI MOJA MIŁOŚĆ DO REINTERPRETACJI ZAPOMNIANYCH PRZEDMIOTÓW
Znasz uczucie flow? Takie, które towarzyszy wykonywaniu jakieś czynności, przy której zupełnie zapominasz o bożym świecie? Nagle przestajesz mieć ochotę na co pięciominutowe zaglądanie do lodówki, nie czujesz, że Twoja noga wręcz błaga o zmianę pozycji, bo siedzisz na niej od dwóch godzin, a wizyty w toalecie? – „W żadnym wypadku! A na co to komu, a komu to potrzebne”? Prawdę mówiąc nie do końca wiem jak nazwać prace, które wykonuję w obrębie starych, porzuconych mebli. Jedno jest jednak pewne, niezależnie od tego jakiego określenia użyję, zawsze towarzyszy mi wtedy uczucie flow.
JAKIE PROJEKTY ZNAJDZIESZ WŚRÓD MOICH ZBIORÓW?
Uczepię się jednak tej semantyki, aby nie wprowadzać Cię w błąd. Jeżeli poszukujesz bloga o renowacji mebli, możesz poczuć się zawiedziony zgromadzonymi tu wpisami. Swoich poczynań nie nazwę bowiem sensu stricto restauracją czy odnawianiem mebli. Dlaczego? Ponieważ nie staram się przywrócić przedmiotom ich pierwotnego wyglądu. Nie zależy mi na odwzorowaniu tego, co już było. Zdecydowanie bardziej kręci mnie ponowna interpretacja krzesła, stołu czy innego wyposażenia wnętrz. Lubię dawać meblom nie tylko inny wygląd, ale czasem również i inną funkcję. Tak czy inaczej, dla uproszczenia będę używała wszystkich czterech wcześniej wspomnianych określeń, ponieważ każde z nich przywołuje na myśl pewną formę przemiany. Dodatkowo są to bądź co bądź synonimy, więc żeby w moich wpisach nie było ubóstwa językowego, będzie mi się zdarzało wymienne ich używanie.
Wróćmy jednak do „przerabiania”
Dlaczego przyjęłam strategię nadawania przedmiotom zupełnie innego wyglądu? Ponieważ wyszukiwanie informacji na temat tego, jak dany „okaz” prezentował się w przeszłości, a następnie misterne odwzorowywanie jego pierwotnego wyglądu zdecydowanie nie wpisuje się w moją osobowość. Pomimo że szczerze kocham stare meble i doceniam fakt, że mają swoją historię, to wychodzę z założenia, że należy im się druga młodość. Ale taka na miarę fantazji swojego interpretatora. Nie zrozum mnie źle, nie odważyłabym się przearanżować XIX wiecznego sekretarzyka (chyba!) i zupełnie zbezcześcić jego pierwotnego wyglądu (na pewno!). Mówię tu raczej o przerabianiu mebli niechcianych, brzydkich, zapomnianych. Takich, którym już nikt nie daje szansy, albo nawet nie chce dostrzec w nich potencjału. Takie zadanie wydaje mi się ciekawsze, ale co ważniejsze, daje mi pełną dowolność działania. Ten element jest dla mnie absolutnie kluczowy. W tej sekcji znajdziesz więc metamorfozy mebli z różnych okresów, które łączy jedno – pierwotna przeciętność lub brzydota (subiektywna rzecz jasna). Podzielę się z Tobą także dodatkami i dekoracjami wnętrz wykonanymi pracą własnych rąk, tzw. DIY (Do It Yourself, czyli zrób to sam). Biblioteka nie jest jeszcze rozbudowana, ale już teraz mogę zagwarantować, że będą pojawiać się nowe „eksponaty”. Wciąż coś wpada mi w ręce, więc prędzej czy później z pewnością się tym z Tobą podzielę.